Większość ludzi, którzy dowiadują się, że jesteśmy weganami, przewraca oczami ("Już im zupełnie odbiło.") i z reguły atakuje nas pytaniem "To co wy w ogóle jecie?". Zmęczeni ciągłym tłumaczeniem, że nasza dieta nie jest oparta jedynie na sałacie i marchewce, mówimy "tekturę moczoną w soi". Odpowiedź ta szokuje, szybko zamyka buzie atakującego i zapobiega wbiciu kolejnej krytycznej igły nasączonej niezwykle silnym jadem. Skąd ta awersja do wegan? Skąd przeświadczenie, że dieta ta jest uboga i nie dostarcza organizmowi najpotrzebniejszych składników odżywczych? Winą jest mit bezmyślnego weganina funkcjonujący w społeczeństwie, zwykle wśród osób starszych lub tych wychowanych w duchu konserwatyzmu. Oczywiście istnieją i Ci, którzy stosują tą dietę bez głowy, narażając siebie, swoje zdrowie, a co gorsza zdrowie swoich dzieci. Jest ich jednak bardzo niewielu, ponieważ przejście na weganizm zwykle wiąże się ze świadomą decyzją, przeczytaniu masy książek i wszelkim staraniom, by nowy sposób życia, poprawił jego jakość. Dzisiejszy mądry weganin wie, jakie składniki odżywcze dostarcza nam mięso i jakie są ich roślinne źródła. Gdy jednak owych zamienników roślinnych nie ma (np. witamina B12), uzupełnia swoją dietę o suplementy diety. Weganin zazwyczaj jest świadomy wyboru takiej a nie innej drogi życiowej, a przede wszystkim tego, co wkłada do ust, co nie zawsze można powiedzieć o "nie-weganinie". Dlatego, drogi mięsożerco, proszę Cię, najpierw poczytaj cokolwiek o weganizmie, dopiero potem krytykuj. Na taką krytykę jestem gotowa i wtedy z chęcią podyskutuję na temat mojej "ubogiej diety".
Dzisiaj coś bardzo wegańskiego - warzywka, czyli nie doceniany przez wielu bakłażan. Zapewniam, że zrobiony w ten sposób zachwyci wasze podniebienia i już nigdy nie powiecie, że warzywo to jest pozbawione smaku lub gąbczaste.